niedziela, 28 listopada 2010

W Warszawie pojawił się pewien czarodziej

Spojrzał na zasłuchane dziecięce buzie, sprawdzając, czy wszystko rozumieją. Karol marszczył brwi w skupieniu, a Misia skubała koniec bluzki. Bimbam zaczął mówić dalej.

            - Są jeszcze inne światy. Takie, jak świat fantazji.

            - I stamtąd przychodzisz? – wyrwało się Karolowi. Czarodziej uspokajająco uniósł rękę.

            - Te dwa światy, rzeczywistości i fantazji, czasami się nakładają. Jak gdyby przenikały przez siebie. Jak ktoś to zauważy i opisze w jakiejś książce, to ten fragment naszego świata na zawsze zostaje w waszym.

            - I ty jesteś z jakiejś książki? – domyślnie zapytała Misia.

            - Trafiłaś w samo sedno problemu – posmutniał Bimbam. – Muszę się wam przyznać, że nigdy nie byłem zbytnio pracowitym czarodziejem. Najchętniej opanowaną przeze mnie sztuczką było znikanie z Wyższej Szkoły Czarowania. Wolałem sobie czarować dla zabawy. Wiecie, lody zamiast zupy, śpiewające koty i takie inne sprawy. Na jednej z moich wypraw zajrzałem do waszej rzeczywistości. I to był mój największy błąd!

            - Co się stało? – zawołało przejęte rodzeństwo.

            - Zauważył mnie jakiś człowiek. Ale to nic. On myślał, że jest pisarzem! Potem napisał tylko jedno zdanie.

            - A jakie to zdanie? – nie wytrzymała Misia.

            - „W Warszawie pojawił się czarodziej”.

            Zapadła cisza. Dzieci spojrzały na siebie niepewnie.

            - Ale co w tym złego? – zdziwił się Karol.

            - Nie rozumiecie? Tym jednym zdaniem uwięził mnie w waszym świecie!

            Rodzeństwo milczało oszołomione.

            - A najgorsze jest to – kończył już ciszej Bimbam – że nie stworzył dla mnie żadnej bajki ani opowieści, w której mógłbym żyć własnym życiem. Jestem tylko… bezdomnym czarodziejem.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz